8/28/2012

7. Miss nothing


And as I watch you disappear into the ground
My one mistake was that I never let you down
So I'll waste my time and I'll burn my mind
I'm Miss Nothing, I'm Miss Everything

Wracałam do domu boso, bo moje genialne szpilki były równie zajebiste, co niewygodne. Już dawno straciłam do nich cierpliwość, a zimny asfalt dawał ukojenie moim stopom. Na ulicy nie było żywego ducha, musiało być około czwartej nad ranem, dlatego byłam sama ze sobą i ze swoimi myślami. Alkohol powoli wyparowywał z organizmu, a wraz z nim powracała zdolność myślenia, która jednak czasem się przydawała. Sprawa była prosta, dzisiejszy incydent był błędem i nigdy nie powinien się zdarzyć, bo Łukasz ma swoje miejsce na ziemi i choćby nie wiadomo jak bardzo byłby zajebisty, nie mam prawa go dotykać. Zupełnie nie wiedziałam, skąd pochodziła uległość, jaką czułam w stosunku do diabelskiej Oliwii, ale jedno wiedziałam na pewno – nie warto z nią zaczynać. Bądź co bądź, ojca miała owiniętego wokół małego palca. Widziałam, jak na nią patrzył, kiedy bawiła się lalkami w salonie i urządzała randki Barbie i Kenowi. W moich oczach wyglądała tak, jakby miała zamiar pourywać tym biedactwom głowy.
Otrząsnęłam się z nieprzyjemnego stanu zamyślenia i odpędziłam obraz zmasakrowanych zabawek od siebie. W jednej chwili szłam zamyślona zupełnie pustą ulicą, a w następnej dostrzegłam zbliżające się w zawrotnym tempie światła samochodu.
- Kurwa mać – moje słowa zginęły w przeciągłym dźwięku klaksona i w tym momencie zupełnie odruchowo zamknęłam oczy.

Kiedy otworzyłam zaciskane ze wszystkich sił powieki, poczułam ulgę, bo znajdowałam się na chodniku. Nie krwawiłam, z tego co zdążyłam stwierdzić wszystkie części ciała były na swoim miejscu. W takim razie czemu to tak cholernie boli? Choć nigdy nie uważałam się za osobę przesadnie uczuciową i docierał do mnie patos sytuacji, w jakiej się znalazłam, doszłam do wniosku, że najzwyczajniej w świecie boli mnie zranione serce. Otrzepałam się z kurzu, wstałam i ruszyłam w dalszą drogę, postanowiłam wcielić w życie moją nową dewizę: trzeba być twardym, a nie miękkim. Tym razem postanowiłam iść chodnikiem. Po samochodzie, który śmiertelnie mnie wystraszył nie było śladu.

~~~

Fale rozbijały się o brzeg, a ja stałam boso na piasku z twarzą zwróconą ku morzu i napawałam się wietrzykiem, który niesamowicie orzeźwiał. Roześmiałam się do siebie na wspomnienie nagłego impulsu, który pokierował mnie nad morze. Spakowałam małą walizkę, podlałam kwiatki w mieszkaniu i wyruszyłam w drogę. Do końca nie wiedziałam, gdzie przyjdzie mi się zatrzymać, ale nie to było najważniejszym problemem. Miałam w planach jechać tam, gdzie poniesie mnie droga. Dotarłam do Mielna i sama nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać, bo pragnęłam odpoczynku, a tymczasem trafiłam do jednego z najbardziej imprezowych miast na polskim wybrzeżu. Mimo późnej pory (w końcu zaczął się wrzesień), kurort był przepełniony, a pogody mógł pozazdrościć niejeden ciepły kraj. Słońce świeciło nieustannie i tylko bliskość morza dawała ukojenie zarówno ciału jak i duszy.
Siląc się na beztroskę oszukiwałam sama siebie, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że Łukasz tak łatwo nie opuści mojego serca. Pieprzyć to, ja chciałam tylko mieć trochę spokoju, uciec od jego telefonów, nieustających wizyt w moim mieszkaniu i odciąć się zupełnie od przeszłości.
Skąd mogłam wiedzieć, że przyczyna moich wszystkich trosk i pragnień jest tak cholernie blisko mnie?


W zasadzie, gdybym nie miała takiego nastawienia do świata, jakie prezentowałam od pamiętnej ostatniej nocy z Łukaszem, mogłabym uznać, że człowiek, który właśnie próbował mnie poderwać, jest całkiem słodki. Ale nie, mnie on najzwyczajniej w świecie irytował.
- A może jednak potrzebujesz pomocy w nakładaniu kremu do opalania? – zapytał sądząc, że jego mina propozycja zachęci mnie do flirtu.
- Nie, tak samo jak nie potrzebowałam jej piętnaście minut temu, kiedy przyszedłeś do mnie po raz pierwszy – uśmiechnęłam się na siłę i zamknęłam oczy. Poprawiłam dmuchaną poduszkę, licząc na to, że jak najszybciej odejdzie. Leżałam na plaży wypełnionej po brzegi ludźmi, gdzie z trudem wcisnęłam mój plażowy ręcznik. Rozgrzany piasek parzył mnie w stopy, które nie mieściły się na moim posłaniu. Zaczęłam poważnie się zastanawiać, czy położenie się właśnie w tym miejscu było dobrą decyzją. Kiedy chłopak odszedł, a po kolejnych dwudziestu minutach znowu podszedł, stwierdziłam, że mam dość. Zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia z plaży.

Nie wierzę w zbiegi okoliczności, dlatego gdyby ktoś powiedział mi, że w tym momencie pewien wysoki przystojniak wylegujący się na kocu z piękną kobietą podniósł głowę i dojrzał moją sylwetkę w tłumie ludzi – nie uwierzyłabym. I zupełnie nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie popatrzył na leżącą kobietę, a następnie małą, uroczą dziewczynkę bawiącą się na brzegu morza i nie zrezygnował z podniesienia się z koca i sprawdzenia, czy to faktycznie ja. Pewnie uciekłabym, w końcu ostatnio byłam mistrzynią w tej dziedzinie. Skąd mogłam wtedy wiedzieć o tym, że ktoś mnie obserwuje?

~~~

Łukasz miał cholerne przeczucie. Kiedy spojrzał w kierunku lądu, mignęła mu JEJ postać. Była jego obsesją i postanowił za wszelką cenę sprawdzić, czy to jego wzrok płata mu figle, czy faktycznie powinien zacząć wierzyć w przypadki. Bo podobnie jak Natalia, nie wierzył. Jego wzrok padł na kobietę leżącą obok niego, na jego piękną, byłą żonę i poczuł jeszcze większą chęć gonienia tamtej kobiety. Zaraz potem dostrzegł Oliwię, bawiącą się w piasku, szczęśliwą, tak jak kiedyć i zreflektował się, pozostając na swoim miejscu.
To Natalia uciekła. Choć decyzję podjęła za ich oboje, to on nie zamierzał jej na siłę zmieniać. Mimo że cierpiał jak nigdy dotąd. Nie będzie walczył o szczęście, skoro ona go nie chce. Już nie.

Poczuł rozdzierającą serce pustkę, a jego głowę zaatakowały wspomnienia wspólnie spędzonych chwil. I gdy siedział tak na plaży, pośród krzyku mew, uświadomił sobie, że choć tych chwil nie było zbyt dużo, to jednak Natalia była dla niego kimś wyjątkowym. I zorientował się jeszcze, że pomimo młodego wieku jest zaskakująco dojrzała. Podjęła poważną decyzję, by ratować jego i tak już rozpieprzone małżeństwo. On sam wiedział, że nie ma już co ratować, ale z jej punktu widzenia wszystko pewnie wyglądało zupełnie inaczej. Ona widziała przede wszystkim Oliwię. Bał się, że jego córka nieświadomie, albo też świadomie zmarnowała jego szansę na prawdziwy związek. Sam już nie wiedział, co o tym sądzić.
- Gdzie idziesz? – usłyszał po tym, jak energicznie podniósł się z koca.
- Po piwo – odpowiedział oschle, bo nie musiał chwilowo udawać sympatii do byłej żony, Oliwia była daleko.
- Weź mi też – Kaśka uśmiechnęła się do niego, na co nie zareagował wcale.

- Przyniosę, a potem cię nim obleję – mruknął do siebie, kiedy oddalił się na bezpieczną odległość od tej harpi.
W drodze powrotnej, kiedy ostrożnie stąpał po piasku, żeby nie wylać żadnego z dwóch trzymanych w rękach kubków, po prostu wiedział, że coś jest nie tak. Nie musiał nawet patrzeć na ex małżonkę Czuł całym sobą, że wydarzyło się coś złego, a rozpacz malująca się na twarzy kobiety tylko utwierdziła go w tym przekonaniu.

Ten przepiękny szablon podziwiacie dzięki geniuszowi Kill, której z tego  miejsca pragnę bardzo serdecznie podziękować. :) 
I w związku z szablonem mam pytanie - czy u Was jest on spójny, czy nagłówek "rozłazi się" z tłem? 

8/19/2012

6. Just tonight



Here we are and I can't think from all the pills right
Start the car and take me home
Here we are and you're too drunk to hear a word I say
Start the car and take me home

- Zabierz mnie stąd Mietek, błagam. – bełkotałam niewyraźnie w stronę kolegi, z którym to wyruszyłam tego wieczoru na kolejną z objazdowych imprez. Skąd miał wiedzieć, że akurat tego domu wolałam unikać jak ognia? Widać Kadziewicz uwielbiał imprezować, skoro po raz kolejny zawitała do niego tak pokaźna imprezowa ekipa. W momencie, kiedy wychodziliśmy z Enklawy po to, by zmienić lokal musiałam być tak pijana, że nie skojarzyłam, do czyjego domu wchodzę, a co najważniejsze – kogo mogę w nim spotkać. Dopiero kiedy poczułam jak ktoś wylał na mnie jakąś ciecz ze szklanki i wymamrotał „sorry”, otrzeźwiałam na tyle, żeby ogarnąć, gdzie tak właściwie się znajduję.

Mietek nie wiedział. Nie mówiłam mu, bo nie czułam takiej potrzeby. Nasze relacje ograniczały się do kilku telefonów na tydzień i spędzanych wspólnie weekendów. Wspólnie, to słowo umowne, ponieważ właściwie tylko wchodziliśmy na imprezę razem, a potem razem z niej wychodziliśmy. Wszystko, co się działo w międzyczasie, to była nasza indywidualna sprawa.

- Już chcesz iść? Przecież biba dopiero się rozkręca! O zobacz, nawet gospodarz przyszedł nas powitać! – wykrzyknął z pijackim entuzjazmem, co tylko pogorszyło i tak już beznadziejną sytuację, bo Kadziewicz, który właśnie wszedł do salonu na nas spojrzał.

- Kurwa – wymruczałam i przeczesałam palcami grzywkę tak, by opadała mi na twarz. Liczyłam na to, że mnie jakimś cudem nie zauważy.

- No Natka, przywitaj się z Łukaszem! – dodał jeszcze mój towarzysz a ja modliłam się, by to był tylko jakiś chory sen i żeby zaraz okazało się, że jednak leżę w moim łóżku i to wszystko jak szybko się zaczęło, tak szybko się skończy. – To ja was zostawiam!

- Cześć, Natalio. – Nic z tego. Usłyszałam jego głos. I choć śnił mi się milion razy, to jednak potrafiłam rozróżnić, kiedy był prawdziwy i w dodatku tuż przy moim uchu.
Spojrzałam w górę, bo wyraźnie dominował nad widzianym przeze mnie krajobrazem. Z poziomu kanapy, na której siedziałam zamroczona alkoholem, faktycznie wyglądał niebotycznie.

- Cześć – odburknęłam i powróciłam do kontemplacji odprysków lakieru na moich paznokciach.

- Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać? Że to wszystko wyszło nie tak, jak powinno? Dlaczego się do mnie nie odzywasz? – chyba był smutny, bo przez jego głos przebijała się jakaś cholerna melancholia, której nawet nie potrafię opisać.
- Tak dużo pytań i żadnych odpowiedzi, prawda? – wcale nie próbowałam być miła. – Nie będę z tobą teraz rozmawiać, bo jestem zbyt pijana i mogłoby się to dla nas obojga źle skończyć.
- Nie zawsze jesteś pijana, a jakoś do tej pory nie mogłem nawet poprosić o rozmowę, bo unikałaś mnie jak ognia. To trochę nie w porządku, nie sądzisz? Wydaje mi się, że jednak coś nas łączyło i chociażby z racji tego powinienem mieć szansę dowiedzieć się, dlaczego tak naprawdę mnie olewasz. – nie patrzyłam mu w oczy, bo tego prawdopodobnie bym nie przeżyła. Samo słuchanie jak mówi to wszystko z typowym dla niego spokojem prowokowało mnie do płaczu.

- Naprawdę chcesz wiedzieć, czemu cię unikam? Czemu nie odbieram telefonu, kiedy dzwonisz tysięczny raz, czemu nie wychodzę z domu i nikogo do niego nie wpuszczam? Czy to dla ciebie takie istotne, żeby usłyszeć, że nie chcę się wpieprzać w twoje poukładane życie, w którym masz córkę, byłą żonę, do której powinieneś coś czuć po to, żeby twoja córka była szczęśliwa? Cy uważasz, że jestem zimną suką bez serca, która nie widzi rozpaczliwego wołania dziecka, które prosi, by nie zabierać mu ojca? Nie Łukasz, ja nie będę tą złą i nie pozwolę, żeby Twoja córka uważała mnie za swojego najgorszego wroga. Wolę się usunąć, bo to po prostu nie ma sensu. Parę chwil przyjemności nie jest w stanie zrekompensować bólu, jaki będzie czuło twoje dziecko. Nie mam siły z nią walczyć o twoje uczucia, bo już na początku odpadam.

Nie wiem, czy to alkohol rozwiązał mi język i wyniósł mnie na szczyty elokwencji, czy to moje serce nie wytrzymało rozrywającego je bólu tęsknoty, ale nareszcie wyraziłam swoje uczucia. I poczułam się lżejsza o jakieś dwie tony.
Spojrzałam prosto w oczy mojego rozmówcy, który stał przede mną bez ruchu i chyba analizował moje słowa, bo wyglądał na skupionego.

- Natalio. – w końcu doszedł do siebie i się odezwał tym swoim karcącym głosem – Czy naprawdę jesteś aż tak naiwna i wierzysz, że chcę źle dla mojej córki? Czy nie zauważyłaś jeszcze, że potrzebuję kobiety, która będzie dla mnie partnerem? Gdyby jeszcze to do ciebie nie docierało, to właśnie ty jesteś tą kobietą i naprawdę jestem gotów, by zrobić dla ciebie miejsce w moim sercu i w moim domu również. Zrozum to wreszcie!


Just tonight I will stay
And we'll throw it all away
When the light hits your eyes
It's telling me I'm right
And if I, I am through
And it's all because of you
Just tonight

Nie zrozumiałam. Przesiedziałam z nim dwie godziny, w ciągu których impreza nabrała tempa, a po których Łukasz się zdenerował i wyprosił towarzystwo z domu. Ja zostałam razem z nim. I kiedy kładliśmy się do łóżka po to, by wspólnie zasnąć i czerpać przyjemność z wzajemnej bliskości, w mojej głowie nadal kołatały się jego słowa „i naprawdę jestem gotów, by zrobić dla ciebie miejsce w moim sercu i w moim domu również”. A serce podpowiadało „jest gotów, by odstąpić ci miejsce po swojej byłej żonie”.

Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że czyjaś była żona będzie dla mnie problemem, wyśmiałabym go, bo doskonale wiedziałam, że moja pewność siebie i nutka egoizmu wykluczała dbałość o czyjeś dobro. Tym bardziej o dobro osoby, która była przede mną. Ale teraz, mając w pamięci oczy Oliwii, która wygłaszała swoją mowę przeciwko mnie, wiedziałam, że ona nie żartowała. I bałam się tego, co by mnie mogło czekać, gdybym się nie poddała.

- Dobranoc, Łukasz – wyszeptałam całując go w czoło i wtulając się w jego rozgrzane ciało.
- Dobranoc, Natalko. – odpowiedział, gwałtownie całując mnie w usta.

I gdyby wiedział, jakie są moje plany, pewnie nie zasnąłby tej nocy.

5. Zombie



Blow the smoke right off the tube
Kiss my gentle burning bruise
I'm lost in time
And to all the people left behind
You are walking dumb and blind, blind


Film, który wybraliśmy, okazał się być totalną klapą. Siedzieliśmy wciśnięci w niewygodne kinowe fotele a nasze dłonie co jakiś czas spotykały się we wspólnym kubełku popcornu. Całkiem przypadkowy dotyk Łukasza mi nie przeszkadzał, podobnie jak fakt, że nasze spojrzenia krzyżowały się w najdurniejszych momentach filmu i wtedy zgodnie patrzyliśmy na siebie z powątpiewaniem, jakby chcąc siebie nawzajem zapytać, co autor miał na myśli.

Postanowiłam sobie, że będę zachowywać się dojrzale. Faktycznie, może moja reakcja na podchody Kadziewicza, by dowiedzieć się ile mam lat była infantylna, sama to dostrzegłam. Tłumaczyć się mogę jedynie wrodzonym uporem, oraz tym, że bałam się, że po odkryciu prawdy po prostu mnie zostawi. Czy dwanaście lat różnicy to dużo? Zależy z której strony na to spojrzeć.

Kiedy siedzimy na puszystym dywanie rozłożonym na podłodze w moim salonie i pijemy wódkę z pamiątkowych kieliszków, które przywiozłam z Zakopanego, różnica wieku wydaje się nie istnieć. W piciu wódki dorównuję Kadziewiczowi, zachowując się jak stary alkoholik, za to on z sekundy na sekundę coraz bardziej dziecinnieje. To chyba kwestia wypitej ilości trunku. Rozmawiamy o totalnych pierdołach i całkiem nieźle nam idzie dotrzymywanie niemej obietnicy, że dzisiaj nie rzucimy się na siebie jak przy pierwszej lepszej okazji. Moja decyzja zapadła, kiedy wychodziliśmy z kina, a Łukasz chyba czyta mi w myślach.
Chwilę potem już wiem, dlaczego miał opory przed zbliżeniem. Nagle stał się śmiertelnie poważny.
- Zależy mi na tobie, cholernie. Mam do ciebie słabość i jeszcze nie jestem pewien, co do ciebie czuję, ale wiem, że to coś poważnego. Czy twoim zdaniem moglibyśmy spróbować być ze sobą, cieszyć się wspólnie życiem? – Łukasz wsparł się na rękach, przysunął do mnie i zbliżył swoją twarz do mojej.

Powinnam spanikować, wiem. To byłoby takie w moim stylu. Nie robię tego jednak, bo nagle wiem, jaka jest prawidłowa odpowiedź na tą deklarację. Liczy się przede wszystkim szczerość, a ja nie potrafię okłamywać człowieka, który niespodziewanie znaczy dla mnie tak wiele. Czuję dziwny spokój i po chwili namysłu odpowiadam:

- Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek to powiem, ale chciałabym mieć cię w swoim życiu.

I kiedy uśmiecha się szeroko i chwyta moją twarz w swoje ręce i obdarowuje mnie słodkimi pocałunkami, wiem, że odpowiedź była w stu procentach odpowiednia.


~~~


- Cześć mamo, co u ciebie słychać? – pytam, kiedy w końcu raczyła odebrać telefon.
- Ojciec ma okres, bo go boli ręka i nie może chodzić na polowania, więc nie jest zbyt wesoło. A co u ciebie? Może byś przyszła odwiedzić kiedyś rodziców? Tak dawno cię nie było!
- Ostatnio mam mnóstwo zajęć, dlatego nie bardzo mam czas na wychodzenie gdziekolwiek… - urywam i waham się czy kontynuować wypowiedź. – Jest jeszcze coś, w sumie po to właśnie dzwonię. Poznałam kogoś i wydaje mi się, że to coś poważnego… Co o tym sądzisz?
- Bardzo się cieszę, ale po twoim ostatnim związku trochę się obawiam, a ty nie? – jest zmartwiona.
- Oczywiście, że się boję, ale wierzę, że będzie dobrze. – uśmiecham się do siebie i poprawiam kwiatki stojące w wazonie na kuchennym stole.
- Ocenię go jak go poznam, dobrze? A powiedz mi, ile on ma lat?
Przełykam ślinę, tego pytania obawiałam się najbardziej.
- Trzydzieścidwa – wypowiadam z prędkością błyskawicy i przygotowuję się psychicznie na totalną zjebkę.
- Hmmm… - wzdycha mama i po chwili namysłu dodaje – to dobrze, potrzebujesz kogoś dojrzałego. Może w końcu nauczysz się życia.

Dzięęęki mamo, myślę, a do słuchawki mówię:
- Może. No to na razie.
Czekam na odpowiedź i zaraz potem rozłączam się. W międzyczasie znalazłam się w sypialni i po zakończeniu połączenia rzucam się na łóżko, bo ta rozmowa w jakiś sposób mnie wykończyła.
~~~


Po raz kolejny stoję przed drzwiami Łukasza i naciskam przycisk, uruchamiając mechanizm dzwonka. Kadziewicz zaprosił mnie do siebie na obiad, obiecując dobre jedzenie i miłą atmosferę. „Zresztą ze mną zawsze jest miło” dodał na koniec naszej rozmowy telefonicznej, a ja zaśmiałam się w duchu, bo właśnie takiego uwielbiałam go najbardziej.
Oliwia znowu pobawiła się w oddźwiernego, cóż za słodkie z niej dziecko…
- Cześć Natalia! Czekamy na ciebie z tatą! – wykrzyczała z entuzjazmem, a ja się uśmiechnęłam i podałam jej rękę. Nigdy nie wiedziałam, jak zachowywać się w stosunku do dzieci, a ten gest wydał mi się w tym momencie najodpowiedniejszy.
- Cześć Oliwia. Mam coś dla ciebie, popatrz! – wręczyłam jej lalkę, którą kupiłam jak tylko dowiedziałam się, że będę u Łukasza na obiedzie. W końcu nie powinno się przychodzić do kogoś z pustymi rękoma. W torebce zresztą miałam wino, które było prezentem dla jej taty.
Siedzieliśmy przy stole i konsumowaliśmy drugie danie w postaci schabowego, ziemniaków i surówki, bo Łukasz przyznał mi się, że właśnie to jest jego popisowa potrawa. Ja osobiście byłam urzeczona smakiem i tym, że starał mi się zaimponować. Chociaż chyba to drugie miało wpływ na moje kubki smakowe, bo momentami kotleta żułam jak gumę.
- A ty chcesz być moją nową mamą? – przerwała ciszę panującą przy stole Oliwia. Popatrzyłam na nią zszokowana, bo zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. Mała przyjęła to jako odpowiedź twierdzącą i kontynuowała swoją wypowiedź.
- Ja nie chcę mieć nowej mamy, bo moja mama jest super. I tata też nie chce, żebyś nią była, bo on tęskni za moją mamą, tylko udaje, że jesteś fajna. I on kocha mamę, wiesz?
Zmroziło mi krew w żyłach i poczułam, że z moich oczu wydostają się łzy. Wstałam pospiesznie od stołu, wymawiając się potrzebą pójścia do toalety. Łukasz siedział jak przymurowany do krzesła, bez ruchu, z rodziawionymi ustami. W końcu był w stanie zareagować, ale nie dane było mi słuchać kazania, jakie puścił swojej córce. Usłyszałam tylko pretensjonalne „Oliwia!!!”.


Nigdy nie przypuszczałam, że tak pozornie błahe słowa zdołają mnie zranić. A jednak zraniły; fakt, że zostały wypowiedziane przez taką osobę potęgował ból, powodując, że niemal czułam igiełki lodu wbijające się w moje serce. Bo czy chciałam być nową mamą dla Oliwii? Nie. Chciałam być kobietą dla Łukasza. I do tego momentu byłam gotowa przyjąć go z całym bagażem doświadczeń. A teraz już sama nie wiedziałam, czy moje starania są cokolwiek warte.

Wyszłam z tej jego ogromnej willi na deszcz, byłam tak roztrzęsiona, że ledwo udało mi się założyć buty. Naprawdę nie miałam siły walczyć z rozeźlonym Łukaszem, który przed moim wyjściem nakazał małej iść do siebie do pokoju, twierdząc, że policzy się z nią później. To były ostatnie słowa, jakie usłyszałam, bo potem najzwyczajniej w świecie opuściłam dom, zamykając drzwi najciszej jak tylko się dało.
Byłam pokonana. Ja, dorosła, zostałam pokonana przez pięcioletnie dziecko, a właściwie kobietę, która razem ze mną pretendowała o tytuł tej najważniejszej. Szczerze mówiąc odpadałam już w przedbiegach i zamierzałam się pogodzić z moją własną, prywatną porażką. Bo czy był sens walczyć?

4. Light me up



Does what I'm wearing seem to shock you? Well, that's okay
'Cause what I'm thinking about you is not okay
I've got it on my mind to change my ways
But I don't think I can be anything other than me
No, I don't think I can be anything other than me


- Cześć, czuję się beznadziejnie. Możemy się spotkać? – wyszeptałam do porysowanego ekranu mojej sponiewieranej Nokii.
Faktycznie źle się czułam i zupełnie nie wiem czemu w tamtym momencie pomyślałam o Łukaszu, jako o idealnym pluszowym misiu – pocieszaczu.
- Jasne. Będę za dwie godziny, okej? Muszę jeszcze coś załatwić. Natalie? – ten głos, który sprawiał, że moje nogi niebezpiecznie uginały się w kolanach. Uwielbiałam sposób, w jaki wypowiadał moje imię, bo mimo że pozornie nie było w tym nic nadzywczajnego, ja czułam się wyróżniona i zupełnie wyjątkowa.
- Tak? – zapytałam nadal otumaniona magią jego głosu.
- Co się stało? – w jego głosie brzmiała wyraźna troska.
- Nic. Nie chcę o tym rozmawiać, dobrze?
- Okej.
Zakończyłam połączenie i udałam się do łazienki, żeby się odświeżyć. To, że moje samopoczucie nie należało do najbardziej udanych tego dnia nie znaczyło, że nie mogę dobrze wyglądać, prawda?

Do you have a light? Can you make me feel alright?
There's plenty of light to go around
Do you think it's right when you hit me to the ground?
Well, light me up when I'm down
Light me up when I'm down

Łukasz stał w drzwiach mojego mieszkania i na jego widok troche odebrało mi mowę, jak zwykle zresztą. Chyba muszę zacząć się przyzwyczajać, bo jak tak dalej pójdzie, takie obrazki będę widywała znacznie częściej.

- Tym razem przyniosłem coś mocniejszego – znowu stał w moich drzwiach, znowu trzymał w ręce butelkę. I wciąż się uśmiechał.
Na jego widok na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
- Wódka? Nie trzeba było… Chociaż w sumie masz rację! Czemu by się nie napić.
- Wiedziałem jak ci poprawić humor – biła od niego duma i zachowywał się trochę tak, jakby wygrał cukierka w jakimś konkursie w przedszkolu.
- Chłopcze, a ty nie masz jutro przypadkiem treningu? – zapytałam podejrzliwie.
- A kto by się tym przejmował, kiedy kobieta cierpi? Jesteś gotowa do wyjścia? Bo nie wiem, czy wiesz, ale wybieramy się do kina.
- Liczyłam raczej na jakiś seks, no ale ostatecznie może być kino… - mruknęłam do siebie. Usłyszał.
- O tym pomyślimy później. – wręczył mi butelkę, a ja udałam się do kuchni, aby włożyć ją do lodówki. Co jak co, ale wódkę pije się zimną.

Łukasz, jak na niegrzecznego chłopca przystało, był posiadaczem niegrzecznego samochodu. Kiedy zobaczyłam czarnego sportowego Seata Leona Cupra R, oczy niemal wyszły mi z orbit. Prawie klęknęłam przy aucie i podziwiałam jego błyszczące swoim własnym blaskiem felgi.
- Łukaaaaaasz – odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego robiąc maślane oczy. – Czy to ja mogę nas zawieźć do tego kina? Błagaaam!
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby całe przedstawienie z celebrowaniem faktu, że posiada akurat taki samochód, uszło jego uwadze.
- Ale mówisz poważnie?
- Jasne, że poważnie! To jest mój wyśniony samochód, spełnienie moich najskrytszych marzeń!!!
- Dobra, wsiadaj. – rzucił kluczyki od auta w moim kierunku, a ja rzuciłam się na nie, żeby przypadkiem nie upadły na ziemię.
- Zwariowałeś?! Nie rzuca się takiego skarbu, ot tak! – myślałam, że go walnę, bo tak bardzo nie szanował takiego cuda, które posiadał, na co ja nie miałam szans.

Przyznaję, musiałam wyglądać komicznie, ubrana w czerwoną sukienkę przed kolano, czarne wysokie platformy i skórzaną kurtkę, wsiadająca do auta takiego jak to, przeznaczonego typowo do sportowej jazdy. Postanowiłam jednak, że stereotypy należy przełamywać i to, że jestem kobietą, w dodatku seksownie ubraną, nie może przeszkodzić mi w realizowaniu swojej pasji.

Siedzieliśmy obydwoje w kubełkowych fotelach i byłam tak ucieszona, że szczerzyłam się jak mysz do sera.
- Właściwie… Skoro to twój wymarzony samochód, to dlaczego go po prostu nie kupisz? – zapytał Kadziu spoglądając na mnie niepewnie.
W tym momencie roześmiałam się perliście.
- Gotowy?
I nie czekając na jego reakcję ruszyłam z piskiem opon sprzed mojego bloku.

- Teraz już wiesz, dlaczego? – zaparkowałam właśnie na podziemnym parkingu w galerii handlowej i dopiero teraz spojrzałam na mojego towarzysza, bo wcześniej byłam maksymalnie skupiona na jeździe. Łukasz wyglądał, jakby zobaczył śmierć. – No co jest Łukaszku?
- O Boże. To było… Matko z ojcem. Muszę złapać oddech. – nigdy w życiu nie widziałam nikogo w takim stanie, w jakim znajdował się teraz Kadziewicz. Wszyscy przeżywali jazdy ze mną jak jazdę na Roller Coasterze, owszem, ale na pewno nie w aż takim stopniu. Może dlatego, że na co dzień jeździłam troszkę skromniejszym autem?
- No dobra, przyznam ci się. Ale to tajemnica i w dodatku trochę wstydliwa, więc nie mów nikomu. – spojrzałam mu w oczy, aby podkreślić wagę moich słów – Rodzice wiedzą, w jakim stylu jeżdżę i najzwyczajniej w świecie nie pozwalają mi kupić takiego auta.
- Z jednej strony po tym co przed chwilą przeżyłem popieram ich z całego serca, ale z drugiej? Rodzice zabraniają ci czegoś robić? Dziewczyno, ile ty masz lat?!
- Oni się po prostu o mnie troszczą! I bardzo mnie kochają, wiesz? – uśmiechnęłam sie zaczepnie, a on wpatrywał się we mnie tymi swoimi magicznymi oczami.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie – ile masz lat?
- Kobiet się o wiek nie pyta! – wypaliłam z udawanym oburzeniem. – Zresztą - a czy to ważne?
- Jasne, że ważne, a jeszcze nie mieliśmy o tym okazji porozmawiać. – chyba był trochę zły, że mu nie chcę powiedzieć, ale co z tego, skoro ja byłam uparta?
Nadal siedzieliśmy w samochodzie. Postanowiłam, że trzeba to zmienić.
- No chodź, idziemy do kina, zapomniałeś już? – nie dałam mu czasu na odpowiedź, tylko zgrabnie wysiadłam z auta.
- Jeszcze do tego wrócimy. – powiedział ponad dachem samochodu, który zaraz potem zamknęłam, a kiedy Łukasz zrównał się ze mną, oddałam mu kluczyki.
- Dziękuję za przejażdżkę.

Przy kasach dziwnym trafem nie było kolejki i kiedy podeszliśmy do jednego stanowiska, żeby zakupić bilety, kasjerka grzecznie zapytała:
- A może posiadają państwo legitymacje studenckie, mamy fajną promocję dla studentów. – uśmiechnęła się słodko i miałam ochotę jej wydrapać oczy, bo jej uśmiech skierowany był do Łukasza.
- Jasne – odpowiedziałam niewiele myśląc i wyciągnęłam z torebki portfel, a potem legitymację i pokazałam ją kasjerce.
Łukasz zapłacił za bilety, wręczył mi je i poszedł kupować popcorn i colę. Wracał z zamyślonym wzorkiem, a kiedy dotarł w końcu do kanapy, na której zasiadłam zaczął do mnie mówić.
- Dwie naklejki. Czeka cię trzeci semestr, bo są wakacje. Co oznacza tylko jedno: masz dziewiętnaście lat. – wyglądał na trochę załamanego.
- O czym ty mówisz? Podglądałeś moją legitymację! Wiesz co, Łukasz? Zawiodłam się na tobie. – strzeliłam focha jak stąd do Afryki. – Poza tym mam skończone dwadzieścia lat, urodziłam się w maju.
Spojrzałam na niego ostatni raz, wstałam z kanapy i zwyczajnie wzięłam i wyszłam. Wydaje mi się, że go trochę sparaliżowało, bo nawet za mną nie zawołał. To nawet lepiej. Skoro nie może się pogodzić z moim wiekiem, to będzie lepiej, jeśli dam mu spokój teraz.
Nie przewidziałam faktu, że mój ubiór trochę nie wkomponowywał się w masę pasażerów podróżujących komunikacją miejską i stojąc na przystanku wyglądałam nieco dziwnie. A co mi tam, co ja się będę przejmować.
Nie sądziłam, że jestem ubrana do tego stopnia nieodpowiednio, że ktoś będzie chciał mnie podrywać na jakieś macanki. Poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu i błyskawicznie odwróciłam się do kolesia, z gotową wiązanką bynajmniej nie pochwalną.
I zamarłam. Przede mną stał Łukasz z bukietem kwiatów, wiadrem popcornu i colą.
- Przepraszam. Miałem sprawić, że poczujesz się lepiej, a tylko pogorszyłem twój nastrój… Wybaczysz mi? – i wyciągnął w moją stronę bukiet pięknych różowych tulipanów.
- Pomyślę nad tym. – orzekłam i wzięłam w swoje ręce kwiatki.
- A czy mogłabyś, Natalko, pomyśleć o tym już wtedy, kiedy będziemy w kinie? – uśmiechnął się błagalnie i odpadłam.
- Jasne. – powiedziałam, nadal obrażonym tonem, ale wiedziałam, że już się nie gniewam. Łukasz nie musiał o tym wiedzieć, bo nie należy ujawniać swoich wszystkich słabych stron. A moją słabą stroną była reakcja na jego uśmiech.
- Musimy się pospieszyć, bo zaraz pewnie skończą się reklamy, a chyba nie chcemy przegapić początku filmu?
Pokiwałam głową, a Łukasz złapał mnie za rękę i śmiejąc się, popędziliśmy w stronę kina. Za nami tworzyła się ścieżka z popcornu, a ja dzierżyłam w jednej dłoni piękny bukiet moich ulubionych kwiatów, a w drugiej rękę człowieka, który sprawił, że moje życie nabrało barw.

3. Make me wanna die



- Oesu – wyartykuowałam nieporadnie, gdy tylko moim oczom ukazał się stojący w progu Łukasz. Czarna koszula nie była do końca zapięta, co pozwalało mi dojrzeć fragment jego idealnego torsu. Zanim zdążyłam pomyśleć, jak bardzo mnie rozpala jego widok, podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Do moich zmysłów dotarł zapach perfum i chcąc nie chcąc zaczęłam wariować. Pewnie dojrzał zachwyt w moich oczach, bo uśmiechnął się szeroko.
- Zajebiście wyglądasz – powiedział i wręczył mi trzymane w ręku wino.
- Dziękuję. Ty też niczego sobie – kokieteryjnie zmrużyłam oczy i spojrzałam na butelkę, która znajdowała się aktualnie w moich rękach. – Skąd wiedziałeś, że lubię różowe?
- Zrobiłem mały research. – zaczął się śmiać, a ja ustąpiłam mu miejsca w drzwiach.

Od pewnego czasu siedzieliśmy przy stole i konsumowaliśmy sporządzone przeze mnie wcześniej spaghetti, które było moim daniem popisowym. Każdy, kto raz spróbował, wracał po więcej. Łukaszowi też wyraźnie smakowało, bo nie mógł się nachwalić.
Prawdziwa uczta jednak, odbywała się pod stołem. Nieustannie czułam rękę wędrującą po moich udach, ubranych w pończochy. W miejscu, w którym kończyła się koronka i zaczynała się moja czarna sukienka, zaczynała się też zabawa. Czułam elektryzujący dotyk na nagiej skórze, który doprowadzał mnie niemal do szaleństwa. Westchnęłam ciężko, usiłując skupić się na posiłku i tym, że Łukasz zabawiał mnie równocześnie rozmową. Spojrzałam mu głęboko w oczy i po prostu nie potrafiłam utrzymać zmysłów na wodzy. Siedział przy drugiej krawędzi kwadratowego stołu, w taki sposób, by patrzeć na mnie i jednocześnie móc wyprawiać swoimi rękami na moich udach co tylko mu żywnie się podobało.
- Dość – powiedziałam zdecydowanie, a on spojrzał na mnie zszokowany. – Albo zajmiesz się mną porządnie w tej chwili, albo umrę tutaj z pragnienia i będziesz miał mnie na sumieniu.
Chwilowe zawahanie przeminęło z wiatrem, który jednocześnie przywiał niesamowite pragnienie, uwidocznione na twarzy mojej dzisiejszej randki.
Take me, I'm alive
Never was a girl with a wicked mind
But everything looks better
When the sun goes down

I had everything
Opportunities for eternity
And I could belong to the night
Podśpiewywałam sobie w myślach, kiedy niósł mnie do mojego własnego łóżka, później, kiedy zdzierał ze mnie skąpą sukienkę, a zostawiając pończochy, bo podobno bardziej go kręci widok moich nóg przyodzianych w koronki.
Nie protestowałam, odwdzięczyłam się pozbawieniem go absolutnie wszystkich elementów garderoby; zaczynając od powolnego rozpinania koszuli tak, by jeszcze bardziej go rozdrażnić, a kończąc na gwałtownych ruchach doprowadzających do pozbycia się przeze mnie jego spodni, kiedy to nie wytrzymałam i wszystkie pokłady samokontroli uleciały gdzieś w przestrzeń. Prawdziwa zabawa dopiero się zaczynała.
- Oesu – znowu wyrwało się z moich ust ciche westchnienie, wyrażające zachwyt jego klatką piersiową. Gładziłam jego tors, idealnie wyrzeźbiony, twardy niczym skała, a moja ręka wędrowała ścieżką rozkoszy do samego raju.
- Jesteś tak cholernie idealny, że aż niemożliwy. – wyszeptałam w pewnym momencie i zażądałam – Udowodnij mi, że jesteś prawdziwy.
- Mówisz, masz. – Na reakcję nie trzeba było czekać długo, prowokacja się udała w stu procentach. 
Chwilę później znalazłam się pod nim i czułam, jak moja skóra pali się od intensywnych pocałunków. Obdarowywał mnie swoimi ustami w sposób, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczyłam. Byłam święcie przekonana, że jest oddany w całości temu, co robi. Gdyby ktoś powiedział mi, że tym wieczorze świat się skończy; nie miałabym nic przeciwko – umarłabym spełniona.
 - Łukasz… - wyszeptałam. – Proszę cię…
- Ćśśśś… - wymruczał tylko i kontynuował doprowadzanie mnie do szaleństwa, tym razem całując mój brzuch, pępek i sprawnie przechodząc do najczulszego punktu mojego ciała. To, co wyczyniał swoim językiem przechodziło moje pojęcie i powodowało u mnie nieustające dreszcze rozkoszy. Złapałam go za włosy, żeby przypadkiem nie przerwał tej rozpustnej czynności i rozpłynęłam się w zachwytach nad jego zdolnościami oralnymi.
- Mmmmm… - wychrypiałam w końcu i gdy poczułam, że świat przed moimi oczami nieco się rozmazuje, zdecydowanym ruchem odsunęłam jego głowę i zaczęłam całować go z takim żarem, jakiego u siebie jeszcze nie zarejestrowałam.
Równocześnie odnalazłam rękami jego nabrzmiałego członka i sprawiłam, by nasze rozpalone ciała połączyły się w jeden zsynchronizowany organizm.
- Oh, Natalie… - zdołał wyszeptać, a potem zatraciliśmy się oboje w namiętnym uniesieniu.
~~~
- Fak. – powiedziałam bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego, bo z tego co zdążyłam zauważyć, Łukasz spał.
Moja reakcja zdawała się być zupełnie na miejscu, bo nie sądziłam, że dojdzie do tego, że mój dzisiejszy partner zostanie na noc. Myślałam, że będzie chciał wracać do domu. Z drugiej jednak strony cieszyłam się jak mała dziewczynka na myśl o nowej lalce, bo oto obok mnie, na moim własnym łóżku, z nogami zaplątanymi w moje, spał bóg w ludzkim ciele. Stwierdziłam, że długo mogę nie spotkać kogoś o tak idealnej sylwetce i póki mam okazję, muszę się nim nacieszyć. Przez niezasunięte rolety wpadało do pokoju światło ulicznej latarni, a ja podziwiałam rzeźbę jego klatki piersiowej, pozwalając sobie na więcej i wodząc palcem po uwypuklonych mięśniach. Mogłam sobie pozwolić, bo po tym, co przeżyliśmy wspólnie tej nocy, gest ten wydawał się być zupełnie niewinnym. Poczułam nieodpartą chęć na papierosa i wyślizgnęłam się po cichu z łóżka, tak, by nie obudzić Łukasza.
Chwyciłam poduszkę z kanapy w salonie, paczkę papierosów i zapalniczkę z nadrukowanym Union Jackiem i udałam się na balkon. Nogi zwisały między szczebelkami balustrady, a pod tyłek podłożyłam poduszkę. Zamarzłabym przecież w czarnym koronkowym szlafroku, który narzuciłam na siebie przed wyjściem na świeże powietrze.
Ze szluga wydobywał się dym, który sam w sobie dawał mi ukojenie, a ja zapatrzyłam się w gwiazdy, które jak na złość tej nocy były zupełnie niewidoczne na niebie. I chociaż tego nie lubię, analizowałam sytuację, która mnie doprowadziła do miejsca, w którym aktualnie jestem. Fajki dzisiaj wyjątkowo mnie otępiały i rezultatem mojej wizyty na balkonie było zmarznięte ciało i żadnych konstruktywnych wniosków.
Kiedy wracałam do łóżka, czerpałam sadystyczną przyjemność z faktu, że Łukasz śpi i najpewniej obudzi go niska temperatura mojego ciała. Nie przeszkadzało mi to, wierzyłam, że uda mi się ją znacząco podnieść i przy okazji doprowadzić do kolejnego orgazmu tej nocy.

2. Since you're gone



Nie wytrzymałam. Kiedy stoję przed domem, w którym dane mi było poznać ciebie, nie wiem co tu robię. W mojej głowie kłębią się wątpliwości i jest ich tyle, że wydawałoby się, że nawet mój wrodzony upór jest w tym momencie nie na miejscu. Zrobiłam głupstwo przychodząc tutaj.
Tak naprawdę to nie wiem, czy już kogoś nie masz. Czy tak wielki dom potrzebny jest samotnemu facetowi? Nie sądzę. Czy będziesz mnie pamiętał? W końcu od imprezy minęły dwa tygodnie, podczas których totalnie nie mogłam znaleźć sobie miejsca, a to wcale nie pomagało zaaklimatyzować się mi w nowym mieszkaniu. Chociaż z drugiej strony większą część imprezy spędziliśmy na rozmowie i choć to ty byłeś gospodarzem, nie interesowały cię losy innych gości. Może to w tym upatruję moją nadzieję na to, że mnie pamiętasz?
Zanim to wszystko zdąży przyjśc mi do głowy, dzwonię do drzwi. Żeby nie zrezygnować i nie odejść z poczuciem, że straciłam swoją szansę.
Czekam i czekam, a mój żołądek skręca się z nerwów. Nagle słyszę kroki po drugiej stronie drzwi, które gwałtownie się otwierają, ukazując roześmianą dziewczynkę. Choć nie mam doświadczenia z dziećmi, wydaje mi się, że ma ona około pięciu lat.
O kurwa.
- Dzień dobry – udaje mi się wydusić.
- Cześć! Przyszłaś do mnie? – uśmiecha się i dumnie wskazuje paluszkiem na swoją wypiętą do przodu pierś.
- Nie, właściwie to przyszłam do Łukasza. Ale chyba już pójdę. – jestem w tak wielkim szoku, że nie myślę racjonalnie. Dziecko. Ma dziecko. Na pewno ma też żonę, ułożone życie i nie potrzebuje więcej problemów.
- Czekaj! Tatuś jest w domu! – wykrzykuje radośnie i po chwili wykrzykuje już na cały głos – Tatooooo! Jakaś pani do ciebie!
- Oliwia, mówiłem ci tyle razy, żebyś nie otwierała sama drzwi! – słyszę z oddali, a moje serce wywraca fikołka na dźwięk jego głosu. Zachowuję się jak zakochana gówniara… Póki co nie dbam o to, na analizę mojego stanu przyjdzie czas później, teraz muszę odkręcić całą tą sytuację. Najlepiej zwiać stąd jak najszybciej.
- Cześć! – zamiera na mój widok, choć na jego twarz wypływa uśmiech. Zapewne nie spodziewał się zobaczyć mnie na swoim progu w niedzielne popołudnie. Element zaskoczenia zadziałał zarówno w moim jak i jego przypadku. Mnie zaskoczyła jego córka (?), a jego moja osoba.
- Cześć… - niemal szeptam i staram się wymyśleć jakiś racjonalny powód mojej wizyty. – Właściwie to ja już chyba pójdę.
Robię krok do tyłu i uśmiecham się przepraszająco.
- Czekaj! Chcesz powiedzieć, że przyszłaś się tylko przywitać? Jakoś mi to nie pasuje. – mówi tym cholernie seksownym głosem, a ja wymiękam. – Na pewno jest jakiś powód twojej wizyty. Oliwia, idź do domu – zwraca się do córki, która do tej pory stała w drzwiach i wpatrywała się we mnie intensywnym wzrokiem. Mała odwraca się i bez słowa wykonuje polecenie taty, po chwili znika w głębi domu.
- Właściwie… Właściwie to ja tylko chciałam cię bliżej poznać. Nie wiem, co sobie myślałam przychodząc tutaj, najwyraźniej to był błąd, bo ty… Masz na pewno swoje sprawy, dużo pracy i nie masz czasu na nowe znajomości. Przepraszam. – słowa płyną z moich ust rwącym potokiem, właściwie nie mam nadziei, że cokolwiek zrozumie.
- Natalia, poczekaj. – o, pamięta moje imię… - Może wejdziesz, napijemy się kawy, co? Mam dla ciebie czas i nie musisz się o to obawiać. No chodź, ja przecież nie gryzę.
Na jego twarz wypływa szelmowski uśmiech, a ja za jego sprawą rezygnuję z dotychczasowych zamiarów i uśmiecham się w odpowiedzi na jego słowa. Wpuszcza mnie do domu i prowadzi mnie do kuchni, choć sama mogłabym tam bez problemu dotrzeć, w końcu spędziliśmy w niej niemal cały wieczór, dwa tygodnie temu.
Łukasz uśmiecha się do mnie, a ja sama nie wiem, dlaczego ten uśmiech robi na mnie takie wrażenie. Znałam kiedyś kogoś, kto powodował u mnie takie same reakcje i nie skończyło się to dobrze.

Since you hate everything I feel
Since you cheat, since you lie
Since you don't wanna try things I wanna try

Since you been gone
My life has moved along
Quite nicely actually
Nauczył mnie, że uczuciom nie wolno ufać. Że tak naprawdę wszyscy chcą cię oszukać i czerpią przyjemność z twojego cierpienia. Zaufałam mu, a on zrobił ze mnie konkursową idiotkę. Nigdy tego nie daruję ani sobie ani jemu. Dlatego obiecałam sobie, że żaden facet już nie zdoła mi zawrócić w głowie. Bo odkąd odszedł, moje życie po długiej walce odzyskało równowagę.
- Znowu mnie nie słuchasz! – wyrwał mnie z zamyślenia.
Spojrzałam na niego z przestrachem, bo brutalne powracanie do rzeczywistości to nie jest coś, za czym szczególnie przepadam.
- Przepraszam, zamyśliłam się. – odpowiadam i uśmiecham się słabo. – Dziękuję – odbieram od niego kubek kawy, którą przed chwilą przyniósł do salonu.
Siedzimy w salonie, ja wtopiona w skórzany fotel, on rozłożony na skórzanej kanapie i wpatrujemy się w siebie. Oliwia gdzieś zniknęła, a im więcej czasu minęło, tym bardziej byłam pewna siebie. Znowu, nareszcie. Nie odwracam wzroku, uśmiecham się tylko prowokująco i nakazuję mu powtórzyć swoje słowa.
- Mówiłem tylko, że zastanawiałem się, co robiłaś przez te dwa tygodnie, bo myślałem, że odezwiesz się do mnie jakoś wcześniej.
- Po prostu sobie żyłam, nic nadzwyczajnego – uśmiecham się – a czemu niby miałabym się do ciebie odzywać? Przecież tak naprawdę się nie znamy.
- Może w takim razie czas to zmienić? Poza tym nie wmówisz mi, że przyszłabyś tutaj, gdybyśmy się nie znali. – łapał mnie za słówka. No nie! A tak bardzo chciałam nie zrobić z siebie idiotki. Pora na akcję ofensywną.
- No dobra, nie zagłębiajmy się w moje powody, powiedz mi lepiej, kim była ta młoda dama, która otworzyła mi drzwi. – byłam cholernie ciekawa, co powie.
- Panna Oliwia Kadziewicz, zapamiętaj to nazwisko, bo w przyszłości będzie najlepszą siatkarką w Polsce, a przy okazji zostanie Miss Świata. – mówiąc to roześmiał się tym swoim śmiechem, który powodował we mnie skrajne uczucia – od żalu, że nie jest mój, po szaleńczą ochotę, żeby się na niego rzucić. STOP.
- Jej matka musi być piękna. – bo jakąś matkę musi mieć, prawda? Łukasz się odrobinę speszył.
- Bo jest. Ale już nie dla mnie. – wypowiedział te słowa z taka hardością, że byłam pewna, że to definitywne. I że ona musiała mu coś zrobić, bo tak się nie zachowuje czlowiek, który jest neutralny w stosunku do drugiej osoby.
- Przykro mi. – powiedziałam jeszcze i upiłam łyk kawy z kubka, o którym zupełnie zapomniałam.
- A mi nie. – uciął rozmowę i po chwili zastanowienia wypalił: - Jakie masz plany na dzisiejszy wieczór?
- Siedzę w domu, jem coś dobrego i piję wino. Piszesz się? – nastąpiła regeneracja mojej duszy i już wiedziałam, że odważna Natalia powróciła.
- Jasne, że się piszę, jakbym mógł zrezygnować z takich atrakcji?! – zdecydowanie często się śmiał. Z jednej strony wielbiłam to jego nastawienie do świata, a z drugiej strony bałam się jak cholera tego, co ze mną robił. Nieważne, na analizę przyjdzie czas potem.
- Okej, to ja się będę zbierać. Przyjdź o 20, Krótka 5.
- Miło było cię widzieć – powiedział, kiedy znaleźliśmy się przy drzwiach – cieszę się, że zdecydowałaś się przyjść.
- Tak, ja też się cieszę – uśmiechnęłam się i zniknęłam za drzwiami.

~~~
Moje postanowienie na dzisiejszy wieczór było proste – czerpać przyjemność z poniekąd randki, na którą się umówiłam z Łukaszem. Nie zamierzałam się hamować, ani odmawiać sobie czegokolwiek. Bez wątpienia był świetnym facetem, w sam raz na jednorazowy sex. A to, co robił z moim ciałem choćby jego śmiech, no cóż… To oznaczało, że mnie pociąga i że cokolwiek dzisiaj się zdarzy, będzie fajnie.
Zakładałam właśnie samonośne pończochy, które były ostatnim elementem, by mój look był kompletny, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Już idę! – krzyknęłam, spojrzałam w lustro i zadowolona tym, co tam zobaczyłam udałam się do drzwi.

1. My medicine



- Boże. – jęknęłam i choc mówienie samemu do siebie mogło niektórym wydawać się dziwne, mi przydarzało się na każdym kroku.
Stałam pośrodku mojego pokoju, otoczona stertą ciuchów, kosmetyków, książek i wszystkich szpargałów, które udało mi się zgromadzić w moim pokoju w trakcie trwania mojego dwudziestojedno letniego życia. Pomieszczenie wyglądało gorzej niż po wybuchu bomby. Mogłam zamówić ekipę przeprowadzkową, która spakowałaby się za mnie bez słowa sprzeciwu, ale byłam uparta. Chciałam sama dopilnować wszystkiego.
- No to teraz babo się męcz. – rzuciłam w powietrze, wściekła na siebie.
- MAMOOOO! – wyszłam na korytarz i krzyknęłam tak głośno, by moje słowa pokonały klatkę schodową w naszym domu i dotarły do salonu, w którym jak przypuszczałam przebywała moja mama. – NIE DAJĘ SOBIE RADYY!
- Nie drzyj się tak, tylko zejdź tu do mnie jak coś chcesz – powiedziała cicho. Nie usłyszałam, tylko raczej zgadłam, jakie słowa zostały przez nią wypowiedziane. W końcu takie dialogi w naszym domu były na porządku dziennym. Może właśnie również dlatego podjęła za mnie tą decyzję?
Zeszłam na dół, mama jak podejrzewałam siedziała w salonie. Na szklanym stoliku stała biała filiżanka, w której znajdowała się kawa. Kornelia siedziała na kremowym skórzanym fotelu i czytała gazetę. Codzienny przegląd prasy w jej wykonaniu.
- Mamo, nie mogę sobie dać rady sama z tym wszystkim. – zaczęłam jęczeć, na co ona tylko spojrzała na mnie i nie poświęcając mi zbyt wiele uwagi odparła:
- I może mi jeszcze powiesz, że to moja wina, że przez te wszystkie lata nazbierałaś tyle dupereli?
- MAMO! – podniosłam głos – gdyby nie twoje chore pomysły, to bym się teraz nie musiała wyprowadzać!
- Chciałaś chyba powiedzieć, że gdyby nie twoje zachowanie, to nie musiałabyś się przeprowadzać. – uśmiechnęła się do mnie ciepło – Chodź tu do mnie, Natka.
Wykonałam polecenie, stanęłam za nią i pochyliłam się nad jej ramieniem, zawieszając swoje ręce na jej szyi.
- Przecież wiesz, że cię kocham, a to wszystko dla twojego dobra. I dla naszego zdrowia psychicznego. – pocałowała mnie w policzek i głosem niczym u generała nakazała: - A teraz do pokoju, marsz! Samo się nie spakuje!

Zupełnie nie wiem co ja sobie myślałam, kiedy urządzałam głośne imprezy w naszym domu. Był do tego stworzony, wśród domów moich znajomych największy i nieskromnie mówiąc najładniejszy. Rodziców nie było wtedy zazwyczaj w domu, wracali każdorazowo grubo po zakończonej imprezie i zastawali w nim względny porządek. Tak, względny to dobre słowo. Czasem brakowało jakiegoś wazonu, raz zleciała ramka na zdjęcia z ich ślubu, nie wspominając o potłuczonych szklankach. No przecież to nie moja wina!
Kolejnym czynnikiem, który wydaje mi się spowodował koniec mojej beztroski były moje powroty do domu. A raczej ich brak. Po imprezach zdarzało mi się nie wracać, spędzałam noce u znajomych, albo i nieznajomych, różnie bywało.
Mama w końcu się zbuntowała, powiedziała, że ona jest na to za stara i ma dość moich wybryków. Nie było w tym wściekłości, bo wiedziała, że jestem mądrą osobą i nie robię nic złego. Dlatego z ojcem kupili mi mieszkanie, a pewnego pięknego dnia  wręczyli mi klucze. Podczas uroczystego przekazania symbolu mojego wejścia w dorosłość ich twarze wyrażały samozachwyt. Baardzo chcieli się mnie już pozbyć.
- Córeczko, niech ci się wiedzie – powiedział tata i gdybym go nie znała pomyślałabym, że jest wzruszony. A on po prostu się cieszył, że nareszcie będzie miał święty spokój.
Chcąc nie chcąc musiałam zacząć się pakować i oto jestem, w moim pokoju, który niedługo przestanie należeć do mnie w pełnym wymiarze i próbuję ogarnąć wszechobecny chaos.

~~~

- Skończ. – warknęłam do faceta, który właśnie próbował odpalić mojego papierosa. Szło mu co najmniej nieporadnie i nie mogłam już dłużej patrzyć na to, jak trzęsą mu się ręce. – Dam sobie radę sama, jestem dużą dziewczynką.
Przypaliłam papierosa i pozwoliłam dymowi przeniknąć do płuc. Uwielbiałam tę formę relaksu. Gość odszedł, to wiązało się ze sporym uczuciem ulgi, jaka mnie ogarnęła. Nie był zbyt przyjemny.
Całkiem przypadkiem znajdowałam się w domu jakiegoś kolegi, który był kolegą mojego znajomego. Nie bardzo przejmowałam się tym, czy jestem tu mile widziana, w końcu jak impreza to impreza. Wyszłam z domu z Mietkiem, który był moim ulubionym kolegą do imprezowania, a skończyłam w tym oto miejscu z bandą zupełnie nieznanych mi ludzi. Aktualnie stałam na tarasie z piątką innych imprezowiczów, którzy stali w zbitej grupce i zawzięcie o czymś dyskutowali. Jedyną osobą, którą widziałam kiedykolwiek wcześniej był wspomniany Mietek, który aktualnie i tak nie zwracał na mnie uwagi, bo obściskiwał się na skórzanej kanapie z jakąś rudą panienką. Nie żebym miała coś do rudych panienek, w końcu sama byłam szczęśliwą posiadaczką takich włosów.
Ogarnęłam wzrokiem pomieszczenie, które mogłam widzieć dzięki ogromnym przeszklonym drzwiom prowadzącym na taras. W zasadzie cała ściana to były jedne wielkie przeszklone drzwi. Fajny pomysł. Stwierdziłam, że w sumie właściciel tej posesji musiał być nieźle ustawiony, bo jego chata była prawie tak samo fajna jak moja.
- Cześć – w zamyśleniu nie zauważyłam kolesia, który zaszedł mnie od tyłu. Odwróciłam się gwałtownie i uśmiechnęłam się do nieznajomego.
- No cześć.
- Impreza się podoba? – zapytał i wyglądał tak, jakby naprawdę go to interesowało.
- Hm, no cóż. Mimo faktu, że prawie nikogo tu nie znam, jest całkiem znośnie.
-  Poważnie? W takim razie z kim tu przyszłaś?
Cholera. Był przystojny. Może nie w ten klasyczny sposób, żaden z niego był Adonis. Miał w sobie coś takiego, co przyciągało mój wzrok, ale paradoksalnie było niedostrzegalne na pierwszy rzut oka. Trochę czasu zeszło, zanim uświadomiłam sobie jego cudowność. Kiedy tak się w końcu stało, zaparło mi dech. Stałam tam i patrzyłam na niego, byłam pewna, że z rozdziawioną buzią. Ogarnij się, Natalio, błagam.
- Hej? Słyszysz mnie? – zainterweniował na widok moich maślanych oczu.
- Co? A tak, przepraszam, zamyśliłam się. – próbowałam ratować sytuację uśmiechem. – Jestem tu z tym tamtym na kanapie. – wskazałam nieporadnie na Mietka i musiało to wyglądać  co najmniej dziwnie, bo mój rozmówca zaśmiał się serdecznie.
Ohhh, jak on się śmiał. Najcudowniejsza muzyka dla moich uszu. Kolana mi zmiękły, a resztka mojej wrodzonej elokwencji poszła chyba na spacer, bo nie mogłam powiedzieć już nic więcej poza beznadziejnym:
- A ty?
Po tych dwóch haniebnych słowach, na siłę ratujących rozmowę, spłonęłam rumieńcem.
- Ja, tak jakby jestem u siebie – uśmiechnął się znowu. Było w tym uśmiechu coś takiego, co czyniło z niego w moich oczach najwspanialszego mężczyznę na ziemi.
Stój, Natalio, ty nigdy nie zwracasz uwagi na mężczyzn w ten sposób. Mężczyzna jest stworzony do majsterkowania, zaspakajania twoich potrzeb seksualnych i do noszenia ciężkich przedmiotów. Samochód najlepiej prowadzą kobiety.
- Poważnie? – na tyle było mnie stać. Nie wiedziałam, czy mam zachwycić się jego domem, co uczyniłoby mnie mało obytą dziewuszkę z prowincji. Czy zignorować jego słowa i zacząć rozmowę na inny temat? A może uciec niepostrzeżenie, a naszą dotychczasową rozmowę uznać za niebyłą? – Bardzo ładny dom.
- Hm, dziękuję. – zawstydzony opuścił wzrok. Było w nim coś, co kazało mi przypuszczać, że jest rasowym podrywaczem. W tym jednak momencie wszystkie jego wdzięki wyparowały, a nasza rozmowa zarówno z mojej jak i jego strony nie prezentowała najwyższego poziomu. – Wybaczysz na chwilę? Muszę coś sprawdzić w kuchni.
- Spoko, nie ma problemu. – uśmiechnęłam się słabo.
Odszedł, a ja strzeliłam przysłowiowego fejspalma. Mentalnie, bo wśród tylu ludzi było mi wstyd robić z siebie większego debila. Dostatecznie zhańbiłam się rozmową z właścicielem tego zacnego domu. Właśnie. Jak on w ogóle miał na imię?
Zrobiłam parę kroków w stronę balustrady, by jak najbardziej oddalić się od ludzi zgromadzonych na tarasie.
-  Sprawdzić coś w kuchni… No na pewno. Genialna wymówka… - wyszeptałam do siebie z dużą dozą ironii i ukryłam ręce w dłoniach. – Natka, ogarnij się.
Zdecydowanym krokiem opuściłam taras po to, by wlać w siebie spore ilości wódki. Zawołałam Mietka, który zgodził się mi towarzyszyć i w pewnym momencie staliśmy się centralnym punktem imprezy. Każdy chciał popatrzec, jak pijemy czystą bez przepoju. Dla nas to standard, w naszych kręgach utarło się jakże prawdziwe powiedzenie: „Razem z nami idź za ciosem, przepij wódkę komandosem”. Tym razem komandosa nie było, bo wycofali go z produkcji, zresztą w takim domu nieprzyzwoitym byłoby pić tego typu trunek. Pozostawała więc wódka i brak przepoi, która dziwnym trafem wyszła wcześniej.
Wychylałam właśnie kolejny kieliszek, tym razem za zdrowie Ani, kiedy w tłumie nieznajomych głów dostrzegłam tę, która dzisiejszego wieczoru skutecznie zaprzątała moje myśli. Stał tam jak gdyby nigdy nic i przyglądał się naszym wyczynom. Pobłażliwy uśmieszek gościł na jego twarzy, skrzyżowane ramiona opierały się o tors, a ja mogłam podziwiać pięknie rzeźbione ciało wyglądające spod ubrania. O mały włos się  nie zakrztusiłam, udało mi się jednak zachować fason, choć po tylu kolejkach przychodziło to z trudem. Nabrałam typowej pijackiej śmiałości, przeprosiłam na chwilę towarzystwo i podeszłam prosto do niego.
- Natalia jestem. – przedstawiłam się i wyciągnęłam dłoń w jego kierunku.
- Łukasz. – uśmiechnął się i nie pytał o powody mojego dziwnego zachowania, bo chyba spodobała mu się moja śmiałość. – Co cię tu sprowadza, o nadobna Natalio?
Wszedł do gry i sprezentował mi cwaniacki uśmieszek, który pasował do niego o wiele bardziej, niż nieporadne próby nawiązania znajomości.
- Genialna impreza i świetne towarzystwo – odpowiedziałam, już pewna siebie; czułam, jak procenty przemierzają mój krwioobieg i każą się zrelaksować.
- Oh, doprawdy? To bardzo miło. Nie spytasz się jak ja się bawię? – denerwowała mnie ta jego pyszałkowatość. Do tego stopnia, że miałam ochotę przygwoździć go do ściany i zacząć całować.
- Wyobraź sobie, że jest naprawdę miło. Czemuż miałabym cię pytać o twe samopoczucie, skoro to ty powinieneś zabawiać swoich gości? – tak skarbie, ja też potrafię być pyskata.
Łukasz. A więc tak masz na imię? Podobało mi się. Doszłam do wniosku, że każdy posiadacz tego imienia powinien być taki jak ty: intrygujący, inteligentny i piekielnie seksowny.
- Masz rację. – skapitulował, jednak nie na długo. – Czy pozwolisz, bym cię zabawił i dasz porwać się na parkiet?
W słowach tych było tyle podtekstów, że po prostu nie mogłam odmówić i chwilę potem niesiona przez gęstniejacy tłum ludzi na prowizoryczny parkiet, zaczęłam wić się przy tobie w zupełnie wyuzdany sposób. Nie oponowałeś.

I'll drink what you leak
And I'll smoke what you sigh
Straight across the room with a look in your eye
Podśpiewywałam sobie następnego dnia, kiedy wracałam spacerkiem do mojego nowego, bezosobowego jeszcze mieszkania, a w mojej głowie wyświetlał się zacny pokaz slajdów z obrazkami z wczorajszo-dzisiejszej imprezy. I było mi dobrze. I każde słowo tej piosenki oddawało mój aktualny stan. Bo choć było to zupełnie głupie, zrobiłabym wszystko z myślą o tobie. Bo byłeś moim lekarstwem.
~~~
Tak naprawdę, w życiu nie potrzebowałam niczego więcej. Miałam pełną, kochającą się rodzinę, miałam pieniądze, na zdrowie nie mogłam narzekać. Czegóż więcej można pragnąć? Moim zdaniem miałam wszystko, o czym tylko mogłam zamarzyć. Może dlatego ludzie postrzegali mnie właśnie przez pryzmat moich pieniędzy i sądzili, że jestem zadufana w sobie. Bo czasem nie doceniałam tego, co mam.